Betowała : Aranel
Elizabeth
Kończyłam właśnie pisanie listu, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Mój wzrok od razu powędrował na zegarek stojący na szafce. Dochodziła godzina dziewiętnasta. Podałam list ptakowi i otworzyłam okno. Czarna sowa wyleciała z pomieszczenia, głośno trzepocząc skrzydłami.
Wstałam od biurka i leniwym krokiem podążyłam w stronę wyjścia. Zeszłam na dół i podbiegłam do drzwi frontowych z zamiarem otworzenia ich. W progu stał nikt inny jak moja przyjaciółka. Ubrana była w jeansową kurtkę, szarą bluzkę z krótkim rękawem, czarne spodnie i buty na obcasie w tym samym kolorze.
– Cześć – przywitała się i minęła mnie w drzwiach. Zamknęłam drzwi i poszłam w kierunku kuchni – Chcesz kawy czy herbaty, a może ...
– Daj mi coś mocniejszego – przerwała mi. Spojrzałam na nią zaskoczona. Poszłam do salonu i wyciągnęłam z barku Ognistą oraz dwie szklanki. Nalałam do każdej do połowy trunku i postawiłam na stole.
– Wszystko w porządku? – spytałam.
– Wiesz co musiałam zrobić, żeby tu przyjść? Nie? Posprzątałam swój pokój ! – Na to oświadczenie zakrztusiłam się napojem.
– O Boże to musiało być straszne! Jak ty to przeżyłaś ?! – Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
– Elisabeth, to nie jest śmieszne! – powiedziała oburzona Kassi.
– Dobra, już dobrze. Mama z panem "Wszystko Wiem Lepiej" wychodzą dziś wieczorem o dwudziestej trzydzieści na kolację z szefem tego ciołka. Nie będzie ich kilka godzin.
– W takim razie musimy się przygotować.
Przetransmutowałyśmy moje dwie stare bluzki w długie, czarne peleryny. Ubrałam na siebie czarną kurtkę ze skóry, a peleryny schowałam do torebki. Już miałyśmy wyjść, gdy usłyszałyśmy głos mojej matki.
– Dobry wieczór Kassi. Co ty tu robisz? – Obróciłam się w stronę kobiety. Myślałam, że już dawno ich nie ma w domu.
– Przyszła do mnie – odparłam zimnym tonem. Spojrzała na moją kurtkę i zwróciła się do mnie.
– Wybieracie się gdzieś? – Starała przybrać jak najmilszy ton.
– A co ciebie to interesuje? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
– Chcę wiedzieć gdzie idzie moja córka o tak późnej porze. Jestem twoją mamą i martwię się... – Ledwo się powstrzymałam, żeby nie parsknąć śmiechem na jej "szczere wyznanie". Wyszłam na zewnątrz i pociągnęłam za sobą Kass.
– Do widzenia, pani Harper. – Zdążyła się jeszcze pożegnać, zanim zatrzasnęłam drzwi z hukiem. Zdziwiona blondynka zwróciła w moją stronę wzrok.
– Czemu tak ją potraktowałaś?
– Proszę nie zaczynaj znów tego tematu. Już kiedyś ci to tłumaczyłam – odpowiedziałam jej, idąc szybkim krokiem wzdłuż ulicy.
– Ona się o ciebie troszczy – powiedziała spokojnie. O mało nie wpadłam w latarnię stojącą przede mną. Zatrzymałam się na środku chodnika i zaśmiałam się krótko.
– Nie mów mi tylko, że wierzysz w "jej dobre chęci" – Dotarłyśmy wreszcie na przystanek. Wyciągnęłam dłoń w stronę ulicy i machnęłam nią w powietrzu.
– Elisa powinnaś docenić to co masz – odparła smutno. Otworzyłam usta z zamiarem przekonania jej, że nie powiedziałam tego celowo, ale przerwał mi przyjazd autobusu.
– Witam w imieniu załogi Błędnego Rycerza, nadzwyczajnego środka transportu dla czarownic i czarodziejów zagubionych w świecie mugoli. Wystarczy machnąć ręką, która ma moc i wejść do środka, a zawieziemy panie, dokąd panie sobie zażyczą. Nazywam się Stan Shunpike Junior i tej nocy będę pań przewodnikiem – powiedział bez zająknięcia konduktor pojazdu – Gdzie panie chcą dotrzeć?
– Do Gospody Pod Wisielcem – odparłam. Mężczyzna spojrzał się na mnie zdziwiony.
– Mogła by pani powtórzyć, bo chyba źle zrozumiałem.
– Chciałabym, żeby pan zawiózł nas do Gospody Pod Wisielcem – powtórzyłam grzecznie, a potem weszłam do środka i razem z Kassi zajęłyśmy miejsce.
– Posłuchaj – szepnęłam do niej – Ja po prostu traktuję ją, tak jak ona na to zasłużyła i nie mam zamiaru zmieniać mojego postępowania na razie. Postaw się w mojej sytuacji. – Westchnęłam cicho.
– Może masz trochę racji, ale czemu nie dasz jej drugiej szansy? – odszepnęła.
– Dałam jej już ich za dużo. Nie uważasz? – odparłam patrząc się w szybę.
Po dwudziestu minutach dotarłyśmy na miejsce. Wyszłyśmy z Błędnego Rycerza i skierowałyśmy się do pubu. Było to dosyć nieciekawe miejsce. Zbierali się tu miejscowi pijacy i opryszki. Wyciągnęłam z torby peleryny i podałam jedną nastolatce.
– Załóżmy je teraz. Nie ściągaj kaptura. Nikt nie może nas rozpoznać. Nie skończyłoby się to dla nas za dobrze – Przytaknęła i założyła ją na siebie. Chwilę później weszłyśmy do "ekskluzywnego lokalu". Podeszłam do barmana i zamówiłam dla nas sherry. Po chwili dostałyśmy alkohol. Zapłaciłam i ruszyłam z gracją do stolika w kącie. Usiadłam naprzeciw Kassi, która już zajęła nam wcześniej miejsce i szepnęłam:
– Zachowuj się naturalnie. Pamiętaj co ci mówiłam.
– Dobrze – odparła.
Pociągnęłam łyk trunku. Zauważyłam że pod lampką, z której piłam znajdował się liścik. Wyciągnęłam go dyskretnie i przeczytałam szybko.
Jest na zapleczu. Trzy razy zastukać różdżką.
Podałam go dziewczynie, wzięła list do ręki i po cichu go przeczytała.
– Idziemy? – spytała. Zawahałam się. Skąd barman wiedział, kogo szukamy? A jeśli to jakaś pomyłka albo co gorsza... pułapka. Z drugiej strony, jeśli już jesteśmy tutaj, to po co wyjść bez niewiedzy? Przyjaciółka widziała moje niezdecydowanie w oczach. – Nie rezygnujmy. Jesteśmy już tak blisko...
Skinęłam głową nie do końca świadoma swojej decyzji. Wstałyśmy z miejsc i podeszłyśmy do drzwi prowadzących na zaplecze. Zastukałam różdżką trzy razy i weszłam do środka. W pomieszczeniu było całkowicie ciemno. Wejście zamknęło się za nami z hukiem. Poczułam, że ktoś ściska mnie mocno za rękę. Domyśliłam się, że to moja towarzyszka. Odpowiedziałam jej uspokajającym uściskiem dłoni. Starałam się zachować zimną krew.
– Lumos Maxima – wyszeptałam i machnęłam różdżką. Ujrzałam duże pomieszczenie z kominkiem, drewnianym stołem z kilkunastoma starymi krzesłami. Siedziały na nich zakapturzone postacie w złotych maskach. Ktoś zapalił palenisko.
– Usiądźcie – usłyszałam władczy głos mężczyzny siedzącego u szczytu stołu.
– Postoimy – odparła trochę niepewnie moja towarzyszka. Usłyszałam głośny śmiech.
– Jesteś odważna – oznajmił. Po chwili dodał: – Tak samo jak twoja matka.
– Wiesz coś o mojej mamie? – zareagowała szybko.
– Nie tylko o niej, ale także twoim ojcu – Wiedziałam, że trafił w jej czuły punkt – Ja wiem wszystko o wszystkich. Usiądź to opowiem ci więcej
Blondynka niepewnie skierowała się do krzesła.
– Kazałeś nam tu przyjść, żeby opowiedzieć jakieś bajeczki o rodzicach Kassi ? – zwróciłam się do niego i ściągnęłam kaptur. Poczułam, że wzrok wszystkich zebranych spoczął na mnie.
– Dlaczego pokazałaś nam swoją twarz? – spytał.
– A co to zmienia. Przecież i tak wiecie, kim jesteśmy – powiedziałam pewnie.
– Jak się tego domyśliłaś? – Widać, że go zaciekawiłam.
– Z tego, co widzę, nie wysłałbyś listów z prośbą o spotkanie do osób, których nie znasz – Usiadłam na krześle koło Kassi.
– Bystra jesteś, Elisabeth
Zignorowałam jego "komplement".
– Dlaczego kazałeś nam przyjść tutaj? – zapytała moja przyjaciółka.
– Mam do was pewien interes – powiedział nieznajomy, powoli odsłaniając twarz. Ujrzałam faceta po trzydziestce. Miał ciemne włosy za uszy, niebieskie oczy i zarost. Inni zrobili to samo. Byli to mężczyźni i kobiety w różnym wieku, poczynając od osiemnastu lat. Kass poruszyła się niespokojnie. – Chcemy, żebyście dla nas pracowały.
– A gdzie jest haczyk ? – spytała. Śmierciożerca uśmiechnął się chytrze.
– Dowiecie się wszystkiego w swoim czasie.
– Nie podoba mi się to – szepnęła do mnie towarzyszka.
– Powinniśmy się zbierać – oświadczyłam, wstając. Dziewczyna zrobiła to samo i skierowała się do wyjścia.
– Gdybyś miała szanse spotkać się z Alanem wykorzystałabyś ją? – zapytał. Zatrzymałam się wpół kroku.