Kassi
1
września
Przepychałyśmy
się wraz z Elisabeth przez korytarz w pociągu. Od dziesięciu minut
szukałyśmy wolnego przedziału. Było to trudne ze względu na
nasze ciężkie kufry, które targałyśmy ze sobą.
–
Zobacz,
tu chyba jest wolne – zwróciła się do mnie Lis. Odetchnęłam z
ulgą i otworzyłam drzwi.
W
kącie siedziała rudowłosa dziewczyna, ubrana była w
czarno–czerwoną szatę oraz krawat w paski. Koło niej leżał
nieznajomy z gazetą na twarzy. Nagłe ruszenie pojazdu spowodowało,
że wylądowałam na podłodze.
– Nic
ci nie jest? – usłyszałam nieznany mi głos. Uniosłam wzrok i
zamarłam. Przede mną stał wysoki chłopak z wyciągniętą w moim
kierunku dłonią. Jego czarne włosy były rozczochrane, co
sprawiało, że wyglądał na jeszcze bardziej przystojnego. Zielone
jak szmaragd oczy zmierzyły mnie od stóp do głów. Zarumieniłam
się i skorzystałam z pomocy.
– Chyba
nie, dziękuję. – Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
–
Siadajcie
– zaproponowała nam jego towarzyszka. Położyłyśmy kufry na
górnych półkach i zajęłyśmy puste miejsca. – Nazywam się
Rose Weasley.
–
Jestem
James Potter – przedstawił się.
– Kassi
Miller – odparłam – A to Elizabeth Harper. – Przyjaciółka
kiwnęła lekko głową na znak przywitania.
–
Czekaj,
czekaj ... Czy wy jesteście dziećmi Złotej Trójki? – spytała
Lisa.
– Tak,
to nasi rodzice. – Uśmiechnęła się szeroko.
–
Zawsze
chciałam ich poznać – oświadczyłam z entuzjazmem. – Jacy oni
są? Czy to prawda, że byli w Komnacie Tajemnic?
Przez
większość podróży nasi nowi znajomi opowiadali nam o swojej
rodzinie i nie tylko. Głównie mówił jednak młody Potter. Widać
było, że jest dumny z dokonań swojego ojca. Jednym słowem był "
wpatrzony w niego jak w obrazek ".
–
Chciałbym
być kiedyś taki jak on – zakończył swoją wypowiedź.
– Co
tutaj w ogóle robicie, bo na pierwszoroczniaków nie wyglądacie? –
zapytała piegowata dziewczyna.
–
Przeniosłyśmy
się z Akademii Magii Beauxbatons i będziemy uczyć się w Hogwarcie
– odpowiedziała Elisa.
–
Dlaczego
akurat Hogwart? Co się stało, że zrezygnowałyście z Akademii?
–
Sytuacja
tego wymagała – powiedziałam szybko. – Podobno jest najlepszą
szkołą magii w dziejach.
– Tak,
to naprawdę niezwykłe miejsce. Mam nadzieję, że wam się również
spodoba.
– Na
pewno – odparła moja przyjaciółka.
Nagle
rozległ się huk i odgłos hamowania. Z sąsiednich przedziałów
dało się słyszeć krzyki, głównie kobiece. Wraz z Rose
wyjrzałyśmy zza drzwi.
–
Proszę
zachować spokój! – starał się przekrzyczeć tłum konduktor. –
Nastąpiła mała awaria. Wszyscy są proszeni o opuszczenia pociągu!
–
Niech
się tylko mój ojciec o tym dowie! – wrzasnął jakiś chłopiec,
który krzyczał
najgłośniej
ze wszystkich.
–
Powiedz
mu, żeby więcej pieniędzy przeznaczył na transport – odparł
konduktor. Blond włosy mruknął coś pod nosem, a następnie
wyszedł jednym z wyjść awaryjnych.
– Co
się stało? – spytał James.
–
Musimy
się ewakuować – odparła Rose, szykując się do wyjścia.
– Jak
to? – zdziwił się.
–
Pociąg
jest uszkodzony – odpowiedziała, zawiązując sobie szal wokół
szyi.
– W
takim razie chodźmy. – Wyszliśmy z pomieszczenia i skierowaliśmy
się w stronę drzwi. Po chwili poczułam, jak ktoś chwyta mnie za
rękę. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam Elizabeth. Nie miałam
pojęcia, dokąd mnie prowadziła. Po pięciu minutach byłyśmy
oddalone od transportu na kilka metrów. Moja przyjaciółka
wyciągnęła z torebki różdżkę.
– Nie
mam zamiaru czekać, aż przylecą po nas aurorzy – powiedziała.–
Przenosimy się. Zgłupiałaś! – krzyknęłam.– Namierzą cię!
Możemy użyć świstoklików, razem ...
– A
jeśli zaczną sprawdzać nasze kufry albo różdżki ? Wiesz dobrze,
czym może się to skończyć... – weszła mi w słowo
przyjaciółka. – A teraz złap mnie za rękę. Teleportowałyśmy
się niedaleko boiska do quidditcha.
Trochę
to trwało, zanim znalazłyśmy się w szkole. Pokonałyśmy szybko
schody i weszłyśmy do zamku.
–
Wszyscy
uczniowie są już na rozpoczęciu roku szkolnego, a my jak zwykle
spóźnione - zwróciłam się do Lisy.
– To
tylko parę minut, nie przesadzaj – wywróciła oczami i podeszłam
do dużych, brązowych drzwi.
– Co
ty wyprawiasz ? – zapytałam. – Chcesz tak po prostu wejść?
– A
co mam zrobić ?
– Ja
nie wejdę. Będą gapić się na mnie. A tego już raczej nie
zniosę. W moim obecnym stanie...
–
Przestań
się przejmować wyglądem. Ja też nie wyglądam na miss, ale chyba
musimy uczyć się w Hogwarcie. Wślizgniemy się niepostrzeżenie –
zapewniła mnie. – Mam nadzieję... – dodała już ciszej,
myśląc, że nie słyszę. Usłyszałyśmy cichy stukot, który
przerwał naszą rozmowę. Zza rogu wyszedł przygarbiony mężczyzna.
Na nasz widok zmusił swoją twarz do uśmiechu i podszedł do nas.
– Zaraz
pani dyrektor wszystkiego się dowie – wycedził przez zęby
mężczyzna i zacisnął swoje dłonie na naszych ramionach.
Nim
się obejrzałyśmy, byłyśmy ciągnięte w stronę nieuniknionego.
Próbowałyśmy jakoś uciec, lecz nasz trud był daremny. Starzec
otworzył z impetem ogromne drzwi. Wielka Sala była obszerna i długa
na kilkadziesiąt stóp. Jej wyposażenie stanowiły przede wszystkim
stoły: cztery długie dla uczniów oraz jeden nauczycielski. Zamiast
zwyczajnego sufitu, nad naszymi głowami widniało niebo
odzwierciedlające aktualną pogodę panującą na zewnątrz zamku.
– Pani
McGonagall, jakieś dziewuchy pałętały się po szkole bez opieki!
– zaskrzeczał mężczyzna. Przed nim stała starsza kobieta z
siwymi włosami, upiętymi w ciasny kok. Na nosie miała okulary z
okrągłymi soczewkami. Ubrana była w zieloną szatę.
–
Argusie,
przestań krzyczeć – powiedziała spokojnym, aczkolwiek stanowczym
głosem – To nasze nowe uczennice z Akademii Magii Beauxbatons. A
was, młode damy, proszę za mną – zwróciła się w naszą
stronę.
Gabinet
pani McGonagall był mały, lecz przytulny. Na ścianach wisiały
ruchome portrety poprzednich dyrektorów Hogwartu. Ostatnim z nich
był Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore. Świat magii wiele mu
zawdzięczał. Po części dzięki niemu Czarny Pan został pokonany.
–
Siadajcie,
dziewczęta – powiedziała ciepłym głosem kobieta – Napijecie
się czegoś? Może herbaty?
– Z
chęcią – odparłam.
– Jak
minęła podróż? Dotarłyście jako ostatnie.
– Był
problem z transportem – powiedziała moja przyjaciółka.
–
Wiecie,
że teleportacja jest zabroniona, tak samo jak wycieczki do Hogsmeade
bez zgody nauczyciela?
–
Przepraszamy
– odparła ze skruchą Elisa. – W Beauxbatons panują trochę
inne zasady.
–
Dobrze,
następnym razem zapoznajcie się z regulaminem szkoły. –
Dyrektorka podeszła do lekko zniszczonego kapelusza i wzięła go do
ręki. – Musicie przejść ceremonię przydziału
Spojrzałam
kątem oka na Elizabeth. Mimo tego, że zawsze emanował od niej
spokój i opanowanie, wyglądała na zestresowaną. W dłoni ściskała
pustą filiżankę po herbacie. Musiała to zauważyć dyrektor
Hogwartu, która uśmiechnęła się szeroko. Podeszła do biurka i
wzięła Tiarę Przydziału, którą chwilę później położyła na
głowę mojej przyjaciółki.
–
Kolejny
potomek Harperów zawitał do Hogwartu. Sądzę, że nie będzie
problemu z przydzieleniem ciebie do odpowiedniego domu. Czysta krew,
ambicja, dobra ręka do czarów, ale jesteś także inteligentna,
szlachetna i odważna. Zaraz, zaraz, jak to? Jesteś tego pewna? No,
dobrze skoro tak... GRYFFINDOR! – Lisa odepchnęła z ulgą. Ja
natomiast coraz bardziej się stresowałam.
–
Dobrze,
teraz twoja kolej – oświadczyła kobieta. Odetchnęłam głęboko.
–
Kontakt
ze stworzeniami magicznymi. Na pewno czułabyś się dobrze w
Hufflepuffie, jesteś też szczera oraz sprawiedliwa.
Gryffindor,
proszę powiedz Gryffindor.
– modliłam
się
–
Podjąłem
decyzję ! Gryffindor ! Uśmiechnęłam się z zadowoleniem.
–
Gratuluję
– powiedziała cicho dyrektorka Hogwartu. Następnie wytłumaczyła
nam, jak dotrzeć do Wieży Gryffindoru.– Rano dostaniecie rozpiskę
zajęć, której koniecznie macie się trzymać – dodała na
koniec.
–
Dobranoc,
profesor McGonagall – pożegnałyśmy się i wyszłyśmy z
gabinetu.
Dojście
do dormitorium trwało dłuższą chwilę. Lisa wypowiedziała hasło.
Po krótkim czasie portret ukazał nam przejście do Pokoju
Wspólnego.
Po
wejściu przez próg zauważyłam dużą świetlice z kominkiem oraz
dwie klatki schodowe prowadzące do sypialni dziewcząt i chłopców.
Przebywało tam około setki czarodziei w przeróżnym wieku. Kątem
oka dostrzegłam Rose zmierzającą w naszym kierunku, niosącą
kufle z piwem.
– A
więc Gryffindor – uśmiechnęła się w moją stronę, pokazując
jednocześnie nową szatę.
– Za
Gryfonów! – krzyknął jakiś chłopiec o brązowych włosach.
– Za
Gryfonów – powiedziałyśmy wszystkie zgodnie i pociągnęłam łyk
alkoholu.
Nareszcie kolejny rozdział :> Szablon jest super, o wiele lepiej się czyta :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Szkoda tylko, że taki krótki ;(
OdpowiedzUsuńCzekam na następne i życzę weny ;D