sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 4

   Betowała : Aranel

Elizabeth        

Kończyłam właśnie swojego tosta z dżemem, gdy koło mnie przysiadła się Kassi.
– Elisabeth, wiesz, co się stało?
– Może chociaż byś się przywitała? – odpowiedziałam jej pytaniem na pytanie. Blondynka pocałowała mnie krótko w policzek i wlała do miski mleko. –  Dobrze, w takim razie czemu  spóźniłaś się na śniadanie – spojrzałam na zegar – aż dwadzieścia trzy minuty?
– Spotkałam po drodze Lily i wiesz, co ona mi powiedziała? – spytała przejęta, wsypując czekoladowe płatki.
– Nie, ale z pewnością mi to zaraz powiesz... – odparłam, pijąc łyk kawy.
– W Święto Duchów będzie impreza u Puchonów! – Spojrzałam na nią nie rozumiejąc jej ekscytacji – To za niecałe dwa tygodnie!
– Nadal nie rozumiem, co w tym takiego wspaniałego. – Dziewczyna wzięła do ręki srebrną łyżkę i zamoczyła ją w misce.
– Jak to co? Poznamy więcej osób, potańczymy sobie, odpoczniemy od nauki, same plusy. – Wymieniała na palcach.
– Kass, szkoła zaczęła się półtora miesiąca temu, a ty już narzekasz? – zapytałam lekko rozbawiona.
– Lubisz chodzić na lekcje, pisać referaty i ślęczeć nad książkami do nocy? – Spojrzała na mnie zaskoczona
– Oczywiście że nie, ale...
– W takim razie ustalone. Jutro jest wypad do Hogsmade, więc kupimy coś sobie odpowiedniego. – Westchnęłam i wstałam od stołu.
– Przecież mogę coś wziąć ze swojej szafy.
– Ostatnio jak tam zaglądałam, to o mało ataku serca nie dostałam. Wytłumacz mi, jak można nosić takie brzydkie swetry?! – Wyszłyśmy z sali i skręciłyśmy w lewo.
– Nie wiem, co ty od nich chcesz, są ciepłe, duże…
– I jak któryś z nich założysz, to wyglądasz jak ziemniak – podsumowała krótko.
– Dobra, niech ci będzie, ale nie porównuj mnie więcej do warzyw – zakończyłam temat.
–  Co teraz mamy?
– Eliksiry – odparła zadowolona.
– No pięknie – mruknęłam, schodząc po schodach.
– Lisa, nie bądź taką pesymistką! Uwielbiam ten przedmiot, więc ci pomogę.
– Tak jak ostatnio? - zapytałam.
– Ej, to nie była moja wina! To ty dodałaś śluz gumochłona zamiast rogu garboroga! - krzyknęła oburzona, przez co zwróciła na siebie uwagę kilku mijających nas uczniów.
– Ja tylko kierowałam się twoimi wspaniałymi instrukcjami - odpowiedziałam spokojnie.
– To był sarkazm. Nie wiedziałam, że potraktujesz to na serio - rzekła tym razem nieco ciszej.
– Przecież wiesz, że eliksiry nigdy nie były moją mocną stroną – odparłam. – Jednak z drugiej strony warto było zobaczyć minę nauczycielki, kiedy wyrosły jej dwa wielkie, mówiące pryszcze na czole - dodałam z rozbawieniem. Kassi uśmiechnęła się na to wspomnienie.
– Okej, zbierajmy się już, bo nie zdążymy na lekcję – oświadczyłam i obie przyspieszyłyśmy kroku.

*

Zajęłyśmy miejsce w ostatniej ławce i zaczęłyśmy robić notatki z lekcji.
– Dziś zajmiemy się eliksirem zmieniającym kolor włosów. Dobierzcie się w pary. Instrukcja jest na stronie dwieście sześćdziesiąt dziewięć. Na zrobienie go macie dwie godziny. Jeśli będzie on prawidłowo przygotowany, w nagrodę zostaną przydzielone punkty dla waszych domów. Życzę powodzenia!
– W takim razie ja idę po składniki do szafki, a ty przygotuj kociołek – poinstruowała mnie dziewczyna.
– Dobrze – odparłam i otworzyłam podręcznik na odpowiedniej stronie.
Zabrałam się za gotowanie wody. Zapaliłam ogień pod garnkiem i zaczęłam czytać książkę.  Według niej, pierwszym krokiem było wrzucenie swojego włosa do wrzącej wody. Ciecz szybko zmieniła kolor na miętowy. Uśmiechnęłam się. Jak na razie idzie mi dobrze.
– Dobra co dalej? – mruknęłam do siebie i zerknęłam znów w tekst. ,,Wrzuć rogate ślimaki’’. Niestety moja partnerka jeszcze nie wróciła ze składnikami, więc muszę trochę poczekać.
Mieszałam powoli ciecz, dopóki nie przyszła Kassi. – Dlaczego nie było cię tak długo? – spytałam, kiedy zauważyłam machającego do niej Pottera.
– Była kolejka, poza tym miałam mały kłopot z składnikami, lecz zdobyłam je. Wyobraź sobie, że nie mogłam dosięgnąć skarabeuszy, bo były na najwyższej półce. Po chwili podszedł do mnie ciemnoskóry chłopak, zdjął słoik i mi go dał. Chciałam mu podziękować, ale pojawił się James z pretensjami, zabierając mnie od niego – zakończyła zadowolona, dodając rogate ślimaki. Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem. – Co? – spytała, kiedy zobaczyła moją minę.
– Moim zdaniem  było dość głupie – odparłam, mieszając w kociołku.
– Raczej urocze.
– Nie wiem, czemu cię to cieszy.
– Zdaję ci się, poza tym teraz nie czas na ploteczki, skupmy się na zadaniu... – Przewróciła
oczami i zaczęła czytać przepis w podręczniku.
– Od kiedy tak przykładasz się do nauki? – zapytałam podejrzliwie.
– Elisa – powiedziała przeciągle, zmęczona tym tematem.
– Dobra, już dobra – podniosłam ręce w geście poddania się i podałam jej muchy siatkoskrzydłe.

*

Ze względu na wyjątkowo piękną pogodę Lily wraz z Kass postanowiły wyjść na błonia. Ja niestety musiałam zrezygnować z ich propozycji, ponieważ miałam do napisania zaległe wypracowanie z historii magii. Udałam się w tym celu do biblioteki szkolnej. Miałam wybrać jednego z wybitnych czarodziejów i napisać o nim oraz jego osiągnięciach na dwie stopy pergaminu. Zdecydowałam, że poświęcę je Ignatii Wildsmitch, która wynalazła wszystkim znany proszek Fiuu. Potrzebna była mi do tego książka ''Słynni wynalazcy Świata Magicznego'', której jak na złość nie mogłam znaleźć. Postanowiłam, że poszukam pomocy u bibliotekarki. Niestety starszej pani nie było przy biurku, więc musiałam radzić sobie sama. Chodziłam między regałami od dwudziestu minut, a czasu miałam coraz mniej. Westchnęłam sfrustrowana. Gdzie ona może być? Wróciłam do wykonywanej wcześniej czynności, po kilku minutach w końcu osiągnęłam swój cel. Znalazłam wolny stolik i zabrałam się za zadanie domowe.
Gdzie to może leżeć? – usłyszałam głos zza jednej z półek jakiś czas później. Uniosłam głowę do góry, ale nie znalazłam jego źródła. Powróciłam do pisania, jednak hałas upadających książek zupełnie mnie rozproszył. Wstałam z krzesła i ruszyłam w głąb pomieszczenia. Na podłodze, pod stosem tomów, leżał ciemnowłosy chłopak. Był chudy, średniego wzrostu, miał brązowe, małe oczy i zgrabny nos. Po krótkim spojrzeniu na jego szatę zauważyłam, że należy do Hufflepuffu.
– Czy musisz tak hałasować? W bibliotece obowiązuje zupełna cisza – zwróciłam się do niego szeptem.
– Przepraszam, ale to nie moja wina... – zaczął się tłumaczyć, ale przerwałam mu, przykładając palec do ust. Wróciłam na swoje miejsce i po niedługim czasie dokończyłam referat.
– Dobranoc – pożegnałam się z bibliotekarką, zanim wyszłam.

*

– Co tam masz? – zapytałam, kiedy zobaczyłam przyjaciółkę siedzącą na moim łóżku z kopertą w ręku.
– List do ciebie. – Zmarszczyłam brwi i wzięłam go do ręki.

Droga Córko !

Wybacz, że ostatnio nie pojawiłem się na naszym spotkaniu, ale zatrzymało mnie parę ważnych spraw. Dowiedziałem się, że będziesz uczyć się w Hogwarcie. Ja także do niego uczęszczałem. Zawiodłem się jednak na Tobie, gdy usłyszałem, że trafiłaś do tego nędznego Gryffindoru. Nie wiem, co Tobie strzeliło do głowy! Na szczęście w szkole pracuje mój dawny kolega Adrian, który Cię przypilnuje. Będzie mi o wszystkim mówił, co wyprawiasz, więc radzę Ci się pilnować.
Z poważaniem
John Harper

Po przeczytaniu treści zawartej w liście coś się we mnie zagotowało. Co on sobie myślał! Skoro nie wywiązuje się z obowiązków rodzicielskich, to będzie mnie kontrolował? No chyba go grzeje!
Przyjaciółka zajrzała mi przez ramię i prześledziła szybko tekst.
– Za kogo on się uważa! - krzyknęłam, rzucając papier w kąt. – Nie będzie mi życia układał!
– Co zrobimy? – spytała, ignorując mój wybuch. Podeszłam do okna i oparłam się o parapet. Spojrzałam na widok za oknem. Było ciemno. Dopiero kiedy zmrużyłam oczy, mogłam zobaczyć zarysy jeziora i księżyc odbijający się od jego tafli. Zakazany Las spowiła mgła, a gałęzie drzew poruszały się lekko na wietrze, przez co wszystko wydawało się mroczniejsze.
– Musimy coś wymyślić i to szybko – odparłam, nie odrywając wzroku od szyby – zanim pokrzyżują nam plany.

sobota, 24 października 2015

Rozdział 3

Kassi

1 września
   Przepychałyśmy się wraz z Elisabeth przez korytarz w pociągu. Od dziesięciu minut szukałyśmy wolnego przedziału. Było to trudne ze względu na nasze ciężkie kufry, które targałyśmy ze sobą.
Zobacz, tu chyba jest wolne – zwróciła się do mnie Lis. Odetchnęłam z ulgą i otworzyłam drzwi.
W kącie siedziała rudowłosa dziewczyna, ubrana była w czarno–czerwoną szatę oraz krawat w paski. Koło niej leżał nieznajomy z gazetą na twarzy. Nagłe ruszenie pojazdu spowodowało, że wylądowałam na podłodze.
Nic ci nie jest? – usłyszałam nieznany mi głos. Uniosłam wzrok i zamarłam. Przede mną stał wysoki chłopak z wyciągniętą w moim kierunku dłonią. Jego czarne włosy były rozczochrane, co sprawiało, że wyglądał na jeszcze bardziej przystojnego. Zielone jak szmaragd oczy zmierzyły mnie od stóp do głów. Zarumieniłam się i skorzystałam z pomocy.
Chyba nie, dziękuję. – Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
Siadajcie – zaproponowała nam jego towarzyszka. Położyłyśmy kufry na górnych półkach i zajęłyśmy puste miejsca. – Nazywam się Rose Weasley.
Jestem James Potter – przedstawił się.
Kassi Miller – odparłam – A to Elizabeth Harper. – Przyjaciółka kiwnęła lekko głową na znak przywitania.
Czekaj, czekaj ... Czy wy jesteście dziećmi Złotej Trójki? – spytała Lisa.
Tak, to nasi rodzice. – Uśmiechnęła się szeroko.
Zawsze chciałam ich poznać – oświadczyłam z entuzjazmem. – Jacy oni są? Czy to prawda, że byli w Komnacie Tajemnic?
Przez większość podróży nasi nowi znajomi opowiadali nam o swojej rodzinie i nie tylko. Głównie mówił jednak młody Potter. Widać było, że jest dumny z dokonań swojego ojca. Jednym słowem był " wpatrzony w niego jak w obrazek ".
Chciałbym być kiedyś taki jak on – zakończył swoją wypowiedź.
Co tutaj w ogóle robicie, bo na pierwszoroczniaków nie wyglądacie? – zapytała piegowata dziewczyna.
Przeniosłyśmy się z Akademii Magii Beauxbatons i będziemy uczyć się w Hogwarcie – odpowiedziała Elisa.
Dlaczego akurat Hogwart? Co się stało, że zrezygnowałyście z Akademii?
Sytuacja tego wymagała – powiedziałam szybko. – Podobno jest najlepszą szkołą magii w dziejach.
Tak, to naprawdę niezwykłe miejsce. Mam nadzieję, że wam się również spodoba.
Na pewno – odparła moja przyjaciółka.
Nagle rozległ się huk i odgłos hamowania. Z sąsiednich przedziałów dało się słyszeć krzyki, głównie kobiece. Wraz z Rose wyjrzałyśmy zza drzwi.
Proszę zachować spokój! – starał się przekrzyczeć tłum konduktor. – Nastąpiła mała awaria. Wszyscy są proszeni o opuszczenia pociągu!
Niech się tylko mój ojciec o tym dowie! – wrzasnął jakiś chłopiec, który krzyczał najgłośniej ze wszystkich.
Powiedz mu, żeby więcej pieniędzy przeznaczył na transport – odparł konduktor. Blond włosy mruknął coś pod nosem, a następnie wyszedł jednym z wyjść awaryjnych.
Co się stało? – spytał James.
Musimy się ewakuować – odparła Rose, szykując się do wyjścia.
Jak to? – zdziwił się.
Pociąg jest uszkodzony – odpowiedziała, zawiązując sobie szal wokół szyi.
W takim razie chodźmy. – Wyszliśmy z pomieszczenia i skierowaliśmy się w stronę drzwi. Po chwili poczułam, jak ktoś chwyta mnie za rękę. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam Elizabeth. Nie miałam pojęcia, dokąd mnie prowadziła. Po pięciu minutach byłyśmy oddalone od transportu na kilka metrów. Moja przyjaciółka wyciągnęła z torebki różdżkę.
Nie mam zamiaru czekać, aż przylecą po nas aurorzy – powiedziała.– Przenosimy się. Zgłupiałaś! – krzyknęłam.– Namierzą cię! Możemy użyć świstoklików, razem ...
A jeśli zaczną sprawdzać nasze kufry albo różdżki ? Wiesz dobrze, czym może się to skończyć... – weszła mi w słowo przyjaciółka. – A teraz złap mnie za rękę. Teleportowałyśmy się niedaleko boiska do quidditcha.
Trochę to trwało, zanim znalazłyśmy się w szkole. Pokonałyśmy szybko schody i weszłyśmy do zamku.
Wszyscy uczniowie są już na rozpoczęciu roku szkolnego, a my jak zwykle spóźnione - zwróciłam się do Lisy.
To tylko parę minut, nie przesadzaj – wywróciła oczami i podeszłam do dużych, brązowych drzwi.
Co ty wyprawiasz ? – zapytałam. – Chcesz tak po prostu wejść?
A co mam zrobić ?
Ja nie wejdę. Będą gapić się na mnie. A tego już raczej nie zniosę. W moim obecnym stanie...
Przestań się przejmować wyglądem. Ja też nie wyglądam na miss, ale chyba musimy uczyć się w Hogwarcie. Wślizgniemy się niepostrzeżenie – zapewniła mnie. – Mam nadzieję... – dodała już ciszej, myśląc, że nie słyszę. Usłyszałyśmy cichy stukot, który przerwał naszą rozmowę. Zza rogu wyszedł przygarbiony mężczyzna. Na nasz widok zmusił swoją twarz do uśmiechu i podszedł do nas.
Zaraz pani dyrektor wszystkiego się dowie – wycedził przez zęby mężczyzna i zacisnął swoje dłonie na naszych ramionach.
Nim się obejrzałyśmy, byłyśmy ciągnięte w stronę nieuniknionego. Próbowałyśmy jakoś uciec, lecz nasz trud był daremny. Starzec otworzył z impetem ogromne drzwi. Wielka Sala była obszerna i długa na kilkadziesiąt stóp. Jej wyposażenie stanowiły przede wszystkim stoły: cztery długie dla uczniów oraz jeden nauczycielski. Zamiast zwyczajnego sufitu, nad naszymi głowami widniało niebo odzwierciedlające aktualną pogodę panującą na zewnątrz zamku.
Pani McGonagall, jakieś dziewuchy pałętały się po szkole bez opieki! – zaskrzeczał mężczyzna. Przed nim stała starsza kobieta z siwymi włosami, upiętymi w ciasny kok. Na nosie miała okulary z okrągłymi soczewkami. Ubrana była w zieloną szatę.
Argusie, przestań krzyczeć – powiedziała spokojnym, aczkolwiek stanowczym głosem – To nasze nowe uczennice z Akademii Magii Beauxbatons. A was, młode damy, proszę za mną – zwróciła się w naszą stronę.
Gabinet pani McGonagall był mały, lecz przytulny. Na ścianach wisiały ruchome portrety poprzednich dyrektorów Hogwartu. Ostatnim z nich był Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore. Świat magii wiele mu zawdzięczał. Po części dzięki niemu Czarny Pan został pokonany.
Siadajcie, dziewczęta – powiedziała ciepłym głosem kobieta – Napijecie się czegoś? Może herbaty?
Z chęcią – odparłam.
Jak minęła podróż? Dotarłyście jako ostatnie.
Był problem z transportem – powiedziała moja przyjaciółka.
Wiecie, że teleportacja jest zabroniona, tak samo jak wycieczki do Hogsmeade bez zgody nauczyciela?
Przepraszamy – odparła ze skruchą Elisa. – W Beauxbatons panują trochę inne zasady.
Dobrze, następnym razem zapoznajcie się z regulaminem szkoły. – Dyrektorka podeszła do lekko zniszczonego kapelusza i wzięła go do ręki. – Musicie przejść ceremonię przydziału
Spojrzałam kątem oka na Elizabeth. Mimo tego, że zawsze emanował od niej spokój i opanowanie, wyglądała na zestresowaną. W dłoni ściskała pustą filiżankę po herbacie. Musiała to zauważyć dyrektor Hogwartu, która uśmiechnęła się szeroko. Podeszła do biurka i wzięła Tiarę Przydziału, którą chwilę później położyła na głowę mojej przyjaciółki.
Kolejny potomek Harperów zawitał do Hogwartu. Sądzę, że nie będzie problemu z przydzieleniem ciebie do odpowiedniego domu. Czysta krew, ambicja, dobra ręka do czarów, ale jesteś także inteligentna, szlachetna i odważna. Zaraz, zaraz, jak to? Jesteś tego pewna? No, dobrze skoro tak... GRYFFINDOR! – Lisa odepchnęła z ulgą. Ja natomiast coraz bardziej się stresowałam.
Dobrze, teraz twoja kolej – oświadczyła kobieta. Odetchnęłam głęboko.
Kontakt ze stworzeniami magicznymi. Na pewno czułabyś się dobrze w Hufflepuffie, jesteś też szczera oraz sprawiedliwa. Gryffindor, proszę powiedz Gryffindor.modliłam się
Podjąłem decyzję ! Gryffindor ! Uśmiechnęłam się z zadowoleniem.
Gratuluję – powiedziała cicho dyrektorka Hogwartu. Następnie wytłumaczyła nam, jak dotrzeć do Wieży Gryffindoru.– Rano dostaniecie rozpiskę zajęć, której koniecznie macie się trzymać – dodała na koniec.
Dobranoc, profesor McGonagall – pożegnałyśmy się i wyszłyśmy z gabinetu.
Dojście do dormitorium trwało dłuższą chwilę. Lisa wypowiedziała hasło. Po krótkim czasie portret ukazał nam przejście do Pokoju Wspólnego.
Po wejściu przez próg zauważyłam dużą świetlice z kominkiem oraz dwie klatki schodowe prowadzące do sypialni dziewcząt i chłopców. Przebywało tam około setki czarodziei w przeróżnym wieku. Kątem oka dostrzegłam Rose zmierzającą w naszym kierunku, niosącą kufle z piwem.
A więc Gryffindor – uśmiechnęła się w moją stronę, pokazując jednocześnie nową szatę.
Za Gryfonów! – krzyknął jakiś chłopiec o brązowych włosach.
Za Gryfonów – powiedziałyśmy wszystkie zgodnie i pociągnęłam łyk alkoholu.



_______________________________________________
Przepraszam Was, że tak długo mnie nie było, ale miałam problemy natury technicznej. Jak widzicie wstawiłam nowy szablon na bloga, za którego dziękuję Kaylo.

czwartek, 17 września 2015

Rozdział 2

  Betowała : Aranel

Elizabeth

Kończyłam właśnie pisanie listu, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Mój wzrok od razu powędrował na zegarek stojący na szafce. Dochodziła godzina dziewiętnasta. Podałam list ptakowi i otworzyłam okno. Czarna sowa wyleciała z pomieszczenia, głośno trzepocząc skrzydłami.
Wstałam od biurka i leniwym krokiem podążyłam w stronę wyjścia. Zeszłam na dół i podbiegłam do drzwi frontowych z zamiarem otworzenia ich. W progu stał nikt inny jak moja przyjaciółka. Ubrana była w jeansową kurtkę, szarą bluzkę z krótkim rękawem, czarne spodnie i buty na obcasie w tym samym kolorze.
– Cześć – przywitała się i minęła mnie w drzwiach. Zamknęłam drzwi i poszłam w kierunku kuchni – Chcesz kawy czy herbaty, a może ...
– Daj mi coś mocniejszego – przerwała mi. Spojrzałam na nią zaskoczona. Poszłam do salonu i wyciągnęłam z barku Ognistą oraz dwie szklanki. Nalałam do każdej do połowy trunku i postawiłam na stole.
– Wszystko w porządku? – spytałam.
– Wiesz co musiałam zrobić, żeby tu przyjść? Nie? Posprzątałam swój pokój ! – Na to oświadczenie zakrztusiłam się napojem.
– O Boże to musiało być straszne! Jak ty to przeżyłaś ?! – Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
– Elisabeth, to nie jest śmieszne! – powiedziała oburzona Kassi.
– Dobra, już dobrze. Mama z panem "Wszystko Wiem Lepiej" wychodzą dziś wieczorem o dwudziestej trzydzieści na kolację z szefem tego ciołka. Nie będzie ich kilka godzin.
– W takim razie musimy się przygotować.
Przetransmutowałyśmy moje dwie stare bluzki w długie, czarne peleryny. Ubrałam na siebie czarną kurtkę ze skóry, a peleryny schowałam do torebki. Już miałyśmy wyjść, gdy usłyszałyśmy głos mojej matki.
– Dobry wieczór Kassi. Co ty tu robisz? – Obróciłam się w stronę kobiety. Myślałam, że już dawno ich nie ma w domu.
– Przyszła do mnie – odparłam zimnym tonem. Spojrzała na moją kurtkę i zwróciła się do mnie.
– Wybieracie się gdzieś? – Starała przybrać jak najmilszy ton.
– A co ciebie to interesuje? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
– Chcę wiedzieć gdzie idzie moja córka o tak późnej porze. Jestem twoją mamą i martwię się... – Ledwo się powstrzymałam, żeby nie parsknąć śmiechem na jej "szczere wyznanie". Wyszłam na zewnątrz i pociągnęłam za sobą Kass.
– Do widzenia, pani Harper. – Zdążyła się jeszcze pożegnać, zanim zatrzasnęłam drzwi z hukiem. Zdziwiona blondynka zwróciła w moją stronę wzrok.
– Czemu tak ją potraktowałaś?
– Proszę nie zaczynaj znów tego tematu. Już kiedyś ci to tłumaczyłam – odpowiedziałam jej, idąc szybkim krokiem wzdłuż ulicy.
– Ona się o ciebie troszczy – powiedziała spokojnie. O mało nie wpadłam w latarnię stojącą przede mną. Zatrzymałam się na środku chodnika i zaśmiałam się krótko.
– Nie mów mi tylko, że wierzysz w "jej dobre chęci" – Dotarłyśmy wreszcie na przystanek. Wyciągnęłam dłoń w stronę ulicy i machnęłam nią w powietrzu.
– Elisa powinnaś docenić to co masz – odparła smutno. Otworzyłam usta z zamiarem przekonania jej, że nie powiedziałam tego celowo, ale przerwał mi przyjazd autobusu.
– Witam w imieniu załogi Błędnego Rycerza, nadzwyczajnego środka transportu dla czarownic i czarodziejów zagubionych w świecie mugoli. Wystarczy machnąć ręką, która ma moc i wejść do środka, a zawieziemy panie, dokąd panie sobie zażyczą. Nazywam się Stan Shunpike Junior i tej nocy będę pań przewodnikiem – powiedział bez zająknięcia konduktor pojazdu – Gdzie panie chcą dotrzeć?
– Do Gospody Pod Wisielcem – odparłam. Mężczyzna spojrzał się na mnie zdziwiony.
– Mogła by pani powtórzyć, bo chyba źle zrozumiałem.
– Chciałabym, żeby pan zawiózł nas do Gospody Pod Wisielcem – powtórzyłam grzecznie, a potem weszłam do środka i razem z Kassi zajęłyśmy miejsce.
– Posłuchaj – szepnęłam do niej – Ja po prostu traktuję ją, tak jak ona na to zasłużyła i nie mam zamiaru zmieniać mojego postępowania na razie. Postaw się w mojej sytuacji. – Westchnęłam cicho.
– Może masz trochę racji, ale czemu nie dasz jej drugiej szansy? – odszepnęła.
– Dałam jej już ich za dużo. Nie uważasz? – odparłam patrząc się w szybę.
Po dwudziestu minutach dotarłyśmy na miejsce. Wyszłyśmy z Błędnego Rycerza i skierowałyśmy się do pubu. Było to dosyć nieciekawe miejsce. Zbierali się tu miejscowi pijacy i opryszki. Wyciągnęłam z torby peleryny i podałam jedną nastolatce.
– Załóżmy je teraz. Nie ściągaj kaptura. Nikt nie może nas rozpoznać. Nie skończyłoby się to dla nas za dobrze – Przytaknęła i założyła ją na siebie. Chwilę później weszłyśmy do "ekskluzywnego lokalu". Podeszłam do barmana i zamówiłam dla nas sherry. Po chwili dostałyśmy alkohol. Zapłaciłam i ruszyłam z gracją do stolika w kącie. Usiadłam naprzeciw Kassi, która już zajęła nam wcześniej miejsce i szepnęłam:
– Zachowuj się naturalnie. Pamiętaj co ci mówiłam.
– Dobrze – odparła.
Pociągnęłam łyk trunku. Zauważyłam że pod lampką, z której piłam znajdował się liścik. Wyciągnęłam go dyskretnie i przeczytałam szybko.
Jest na zapleczu. Trzy razy zastukać różdżką.
Podałam go dziewczynie, wzięła list do ręki i po cichu go przeczytała.
– Idziemy? – spytała. Zawahałam się. Skąd barman wiedział, kogo szukamy? A jeśli to jakaś pomyłka albo co gorsza... pułapka. Z drugiej strony, jeśli już jesteśmy tutaj, to po co wyjść bez niewiedzy? Przyjaciółka widziała moje niezdecydowanie w oczach. – Nie rezygnujmy. Jesteśmy już tak blisko...
Skinęłam głową nie do końca świadoma swojej decyzji. Wstałyśmy z miejsc i podeszłyśmy do drzwi prowadzących na zaplecze. Zastukałam różdżką trzy razy i weszłam do środka. W pomieszczeniu było całkowicie ciemno. Wejście zamknęło się za nami z hukiem. Poczułam, że ktoś ściska mnie mocno za rękę. Domyśliłam się, że to moja towarzyszka. Odpowiedziałam jej uspokajającym uściskiem dłoni. Starałam się zachować zimną krew.
– Lumos Maxima – wyszeptałam i machnęłam różdżką. Ujrzałam duże pomieszczenie z kominkiem, drewnianym stołem z kilkunastoma starymi krzesłami. Siedziały na nich zakapturzone postacie w złotych maskach. Ktoś zapalił palenisko.
– Usiądźcie – usłyszałam władczy głos mężczyzny siedzącego u szczytu stołu.
– Postoimy – odparła trochę niepewnie moja towarzyszka. Usłyszałam głośny śmiech.
– Jesteś odważna – oznajmił. Po chwili dodał: – Tak samo jak twoja matka.
– Wiesz coś o mojej mamie? – zareagowała szybko.
– Nie tylko o niej, ale także twoim ojcu – Wiedziałam, że trafił w jej czuły punkt – Ja wiem wszystko o wszystkich. Usiądź to opowiem ci więcej
Blondynka niepewnie skierowała się do krzesła.
– Kazałeś nam tu przyjść, żeby opowiedzieć jakieś bajeczki o  rodzicach Kassi ? – zwróciłam się do niego i ściągnęłam kaptur. Poczułam, że wzrok wszystkich zebranych spoczął na mnie.
– Dlaczego pokazałaś nam swoją twarz? – spytał.
– A co to zmienia. Przecież i tak wiecie, kim jesteśmy – powiedziałam pewnie.
– Jak się tego domyśliłaś? – Widać, że go zaciekawiłam.
– Z tego, co widzę, nie wysłałbyś listów z prośbą o spotkanie do osób, których nie znasz – Usiadłam na krześle koło Kassi.
– Bystra jesteś, Elisabeth
Zignorowałam jego "komplement".
– Dlaczego kazałeś nam przyjść tutaj? – zapytała moja przyjaciółka.
– Mam do was pewien interes – powiedział nieznajomy, powoli odsłaniając twarz. Ujrzałam faceta po trzydziestce. Miał ciemne włosy za uszy, niebieskie oczy i zarost. Inni zrobili to samo. Byli to mężczyźni i kobiety w różnym wieku, poczynając od osiemnastu lat. Kass poruszyła się niespokojnie. – Chcemy, żebyście dla nas pracowały.
– A gdzie jest haczyk ? – spytała. Śmierciożerca uśmiechnął się chytrze.
– Dowiecie się wszystkiego w swoim czasie.
– Nie podoba mi się to – szepnęła do mnie towarzyszka.
– Powinniśmy się zbierać – oświadczyłam, wstając. Dziewczyna zrobiła to samo i skierowała się do wyjścia.
– Gdybyś miała szanse spotkać się z Alanem wykorzystałabyś ją? – zapytał. Zatrzymałam się wpół kroku.


poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 1

 Betowała : Aranel

Kasii

Postanowiłam wybrać się do Richmond Park, jest to największy ogrodzony park miejski w Europie, lubie tam często przesiadywać. Niejednokrotnie spotkałam tam jelenie czy daniele. Panuje tam cisza i spokój, której teraz bardzo potrzebuję.
Usiadłam na nieco oddalonej od reszty ławce i spojrzałam w górę. Promienie słońca przebijały się przez konary drzew, a ptaki raz po raz wyśpiewywały sobie znane melodie. Przymknęłam lekko powieki i napełniłam płuca świeżym powietrzem. Nie chciałam na razie myśleć, o tym co będzie. W tym momencie chciałam się skupić nie na przyszłości, lecz na przeszłości. Często myślę co by było, gdyby moi rodzice nie oddali mnie do jednego z londyńskich sierocińców. Nie pamiętam ich za dobrze, ale czemu tu się dziwić? Miałam ledwo dwa lata kiedy moje życie legło w gruzach. Jakiś czas później pod swoje skrzydła wzięła mnie Panna Hoofington. Spośród wielkiej grupy wybrała właśnie mnie. Zagubioną kilkuletnią dziewczynkę, nie do końca zdającą sobie sprawę z tego co ją otacza. Czy można to nazwać szczęściem? Każde dziecko pewnie dałoby się pokroić za dach nad głową i nową rodzinę. Wprawdzie kobieta stara się zapełnić mi pustkę w sercu, jednak nie mogę zapomnieć o moich biologicznych rodzicach. A jeśli już mowa o  Adelaide los także jej nie oszczędził. Nie wiele wiem tak na prawdę o niej. Podczas II Bitwy o Hogwart, jeden z popleczników Czarnego Pana brutalnie zamordował Alberta – męża, którego ( jak nie raz wspomniała ) kochać będzie aż po grób. Kilka miesięcy po tragicznym zdarzeniu przeprowadziła się do Londynu, a 3 lata później otworzyła niewielką księgarnie niedaleko Carkitt Market. Kiedy ukończyłam jedenaście lat wysłała mnie do Akademii Magii Beauxbatons we Francji. Właśnie tam poznałam Elisabeth. Za każdym razem uśmiecham się na wspomnienie małej dziewczynki w długich, kruczoczarnych włosach. Była do wszystkich zdystansowana, mówiła mało i rzadko kiedy się uśmiechała. Każdego kto odważył się nawiązać z nią bliższe relacje (a było takich śmiałków niewielu ), obdarzała chłodnym spojrzeniem. Do tej pory nie wiem jakim cudem dotarłam do niej pod koniec 2 roku. Pomimo że otaczało mnie mnóstwo koleżanek i byłam dość popularna, ja postanowiłam że to właśnie z nią się zaprzyjaźnię. Nie końca wiem czy to moja wrodzona upartość, czy odporność na chłód jakim zawsze mnie obdarzała, uczyniły mnie jej przyjaciółką. Dzięki Lisie uporałam się jakoś z moją przeszłością i nauczyłam się żyć teraźniejszością, chociaż nie zawsze było łatwo. To ona za każdym razem potrafi mnie pocieszyć lub wyciągnąć z tarapatów, w które nawiasem mówiąc ciągle się pakuje. Chociaż różnimy się od siebie – ja patrząca na życie z optymizmem, ufna, towarzyska, czasem porywcza, niezbyt umiejąca kryć się ze swoimi uczuciami,  – Elisabeth z reguły stąpająca twardo po ziemi, nieufna, nie lubi przebywać w centrum uwagi, umie utrzymać emocje na wodzy, pokazuję swoją prawdziwą twarz tylko nie licznym. Nie wiem co bym bez niej zrobiła. Pomimo że zdarzały się nam drobne sprzeczki, to więź jaka nas łączy jest bardzo silna.
Cieszę się że namówiłam Elise, aby zgodziła się odpowiedzieć twierdząco na list. W sumie prędzej czy później poszłabym tam sama, bo jak znam siebie moja ciekawość wygrałaby walkę z rozumem. Moja lekkomyślność wpędziła już nas nie raz w kłopoty, ale nie zawsze tak powinno być, prawda? Czasem trzeba trochę zaryzykować w życiu. Z tą myślą skierowałam się w stronę mojego domu.
Weszłam do jednej z kamienic i od kluczyłam pierwsze drzwi po lewej stronie. Ściągnęłam moje buty i zostawiłam je w korytarzyku. Odruchowo spojrzałam w stronę wieszaka, w poszukiwaniu turkusowej apaszki  Adelaide. Jej brak oznaczał, że jeszcze nie wróciła ze swojego wieczornego biegania. Mimo swojego podeszłego wieku prowadziła aktywny tryb życia. Westchnęłam tylko, bo wiedziałam że to ja będę musiała szykować dziś, kolację. Weszłam do salonu, który był połączony z kuchnią. Wkroczyłam do niej i rozejrzałam się. Miała ona białe ściany i kremowe elementy wyposażenia. Po lewej stronie znajdował się szary blat wraz ze zlewem. Nad nim długa, kremowa półka z potrzebnymi przyprawami. Obok niego był duży kredens z szybką, przez którą widać piękną, białą zastawę (prezent ślubny). Zaś po prawej stronie stała się kuchenka, również z szafkami kremowymi po jednej stronie oraz białą lodówką po drugiej. Na środku został umiejscowiony drewniany, czteroosobowy stół z wygodnymi krzesłami. Otworzyłam pierwszą szafkę z prawej. Znalazłam w niej wielką książkę oprawioną w brązową skórę. Wyszukałam prosty przepis na obiad, przygotowałam potrzebne składniki i zabrałam się do pracy.
    Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Zerknęłam na zegarek i z zadowolenie stwierdziłam, że zdążyłam na czas. Po krótkiej chwili w drzwiach stanęła właścicielka mieszkania. Nie wysoka, zielonooka blondynka o lekko pomarszczonej cerze . Ubrana była w szary, gładki t–shirt i czarne spodnie dresowe. Uśmiechnęła się do mnie i podeszła do stołu.
– Sama to przygotowałaś Kassi? – zapytała.
– Tak, ale nie jestem pewna czy będzie to jadalne. Najwyżej zamówimy pizze – powiedziałam
–   Wiesz co myślę na temat niezdrowego jedzenia – Spojrzała na mnie srogo.
–  W takim razie musimy zadowolić się tym co mamy – dobrze teraz albo nigdy – Mam do ciebie pytanie, a właściwie prośbę. –  Adelaide odłożyła sztućce i skupiła na mnie całą swoją uwagę.
– Zamieniam się w słuch
– Czy mogę nocować dzisiaj u Elisabeth? - spytałam.
– Przecież widziałyście się nie dawno, już za sobą tęsknicie?
– No, ale nie zdążyłyśmy ze sobą poplotkować. Wiesz dobrze, że długo się nie widziałyśmy - po części to co mówiłam było to prawdą. Od naszego ostatniego spotkania minął prawie tydzień.
– Możecie to nadrobić następnym razem – odpowiedziała Panna Hoofington.
po jej  minie można było wywnioskować, że nie była zbytnio zadowolona - Oczywiście pani Harper wie o wszystkim i jest za - przekonywałam ją. W głowie szukałam coraz to nowszych argumentów.
– No proszę – zrobiłam maślane oczka. – Przy okazji możemy z Lis zrobić zakupy do szkoły na Pokątnej, żebyś nie musiała się z nami specjalnie wybierać. Mamy obie już prawie siedemnaście lat, umiemy już sobie poradzić same. Oczywiście Pani Harper wie o wszystkim i nie ma nic przeciwko – po jej  minie można było wywnioskować, że nie była zbytnio zadowolona. Adelaide była lekko nadopiekuńcza w stosunku do mnie. Nie do końca pogodziła się z faktem, że jestem już dorosłą kobietą.
Blondwłosa do końca posiłku nie odezwała się ani słowem. Doskonale wiedziałam, że przetwarza w głowie wszystkie za i przeciw.
– Dobrze, ale pod jednym warunkiem – słysząc to szeroko się uśmiechnęłam i podbiegłam ją mocno przytulić.
– Jakim ? Zrobie wszystko ! – przyrzekłam lojalnie
– Musisz posprzątać swój pokój – odparła uśmiechając się chytrze. Puściłam ją natychmiast i odsunęłam się trochę.
– Ale przecież tam  jest posprzątane ! Wszystko ma swoje miejsce, żebym mogła znaleźć każdą rzecz po kolei...
– Za późno młoda damo. Słowo się rzekło. Dasz radę wierzę w ciebie. – pocałowała mnie w czoło, a następnie machnęła różdżką. Po chwili wszystkie brudne naczynia znalazły się w zlewie. Ja również wyciągnęłam swój magiczny patyk. Widząc to kobieta tylko pokręciła głową i wyrwała mi go z ręki. –  Zapomniałam Ci powiedzieć, że musisz to zrobić bez użycia magii.



piątek, 24 lipca 2015

Prolog

Elizabeth 

  Spojrzałam na widok za oknem. Był koniec lipca. Przyroda tętniła pełnią życia. Co rusz jakieś auto przejeżdżało przez ulice. Pełno ludzi przemierzało chodniki. Wszyscy się gdzieś spieszyli. Wzięłam kolejny łyk kawy z mojej filiżanki. Siedziałam w jednej z mugolskich kawiarenek w Londynie. Wzrokiem odnalazłam zegar wiszący na ścianie. Była godzina 16:15.
   - Gdzie ona jest? - pomyślałam zniecierpliwiona.
  Usłyszałam otwierające się drzwi i charakterystyczny dzwonek oznaczający, że kolejny klient przybył do lokalu. Po krótkiej chwili ktoś przysiadł się do mojego stolika. Uniosłam wzrok na przybysza i od razu uśmiech zagościł na mojej twarzy. Przede mną siedziała niebieskooka blondynka, z lekko zakręconymi włosami i zgrabnym nosem. Ubrana była w żółtą marynarkę, białą bokserkę i krótkie, jeansowe spodenki.
   - Cześć Lissa - zwróciła się do mnie Kassi.
   - Spóźniłaś się - powiedziałam z wyrzutem. Dziewczyna na te słowa przewróciła oczami.
   - Po co chciałaś się dziś spotkać, przecież miałyśmy to zrobić dopiero w sobotę - przeszła od razu do setna sprawy. Zmieszałam się nieco na te słowa. Myślałam, że trochę poczeka zanim o to zapyta. Westchnęłam cicho.
   - Jest pewna sprawa, która nie może czekać - zaczęłam powoli - Postanowiłam, żebyśmy omówiły ją tutaj, niż w Dziurawym Kotle - wyprzedziłam jej kolejne pytanie. Przyjaciółka spojrzała na mnie z niezrozumieniem w oczach.
   - Coś się stało poważnego? - zapytała z powagą.
   - To znaczy tak, ale... Dostałam wczoraj pewien list - wyciągnęłam z torebki kopertę i podałam ją blondynce.
   - Skąd go masz? - zapytała zaskoczona - Odebrałam taki...
   - Zaraz zaraz - przerwałam jej szybko - Dostałaś go i nic mi nie powiedziałaś!?
   - Yyy jakoś mi wyleciało z głowy - zaczęła się tłumaczyć.
   - Dobra nie ważne - znów weszłam jej w słowo - W takim razie wiesz jaka jest jego treść. W odpowiedzi tylko kiwnęła głową.
   - Co o tym myślisz? - zapytała.
   - Powinniśmy to zignorować - odpowiedziałam.
   - Może pójdziemy tam? Zobaczymy co chce, a potem wrócimy? - namawiała mnie Kassi.
   - Ale po co? Przecież i tak się nie zgodzimy. Każdy wie, że cokolwiek jest związane z nimi, nie wychodzi nikomu na dobre - odparłam jej i znów wzięłam łyk gorącego napoju.
 - Jestem tylko ciekawa. Przecież nic złego nie zrobimy, Elisa - kontynuowała dalej.
   - Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, nie słyszałaś? - odparłam z lekkim uśmiechem.
   - Ja nie wierzę w takie przesądy - Kassi długo mnie przekonywała i w pewnym momencie uległam. Wiem, że nie powinnam, ale też byłam ciekawa. Z drugiej strony obawiałam się tego co nas czeka. Później pożegnałam się z przyjaciółką i skierowałam się do najbliższego zaułku. Rozejrzałam się uważnie czy żadna niepożądana osoba mnie nie obserwuje, a następnie teleportowałam się do mojego domu. Wylądowałam w białym przedpokoju. Zdjęłam swoje buty i skierowałam się w stronę schodów.
   - Już wróciłaś? - usłyszałam męski głos za sobą. Zignorowałam go i zaczęłam wchodzić po schodkach - Lisa poczekaj... - poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię. Spięłam się, ale starałam się to ukryć.
   - Nie mów tak do mnie - zwróciłam się do niego ostro.
          Wściekła zrzuciłam jego dłoń. Wpadłam do sypialni jak burza. Pomieszczenie było małe, w kolorze waniliowym. Po lewej stronie znajdował się regał z książkami i stolik z lampką nocną. Dalej pod oknem stało moje łóżko. Po prawej stronie było biurko i mała szafka. Podeszłam do niej i otworzyłam szufladę. Po krótkich poszukiwaniach znalazłam to czego szukałam. W dłoni trzymałam ramkę ze zdjęciem. Położyłam się razem z nią na łóżku i przyjrzałam się fotografii. Była na niej czwórka ludzi. Kobieta razem z mężczyzną oraz dziewczynka z chłopcem łudząco do siebie podobnych. To była moja rodzina. Pamiętam dokładnie moment kiedy robiliśmy to zdjęcie. Było wtedy słoneczne lato. Wszyscy razem wybraliśmy się na plac zabaw niedaleko naszego starego domu. Postanowiliśmy razem z bratem pohuśtać się na huśtawkach. Mnie bujał tata, a Alana moja mama. Byliśmy tacy szczęśliwi. Postanowiliśmy uwiecznić ten moment. Poprosiliśmy jakiegoś faceta o zrobienie nam kilku fotek. Westchnęłam głośno i przytuliłam zdjęcie do swojej piersi. Tak bardzo tęskniłam za tymi czasami. Czemu tak nie może być teraz? Czemu musiało się spieprzyć? Do tego jeszcze ten cały Thomas. To jest nowy facet matki. Gdy przychodzi do mojego domu  panoszy się jakby był u siebie! Do tego ciągle mnie poucza! Nienawidziłam tego gościa. Leżałam jeszcze długo na łóżku i myślałam na swoim życiem. Próbowałam poukładać sobie wszystko w mojej głowie. Nim się obejrzałam odpłynęłam w objęcia Morfeusza.


wtorek, 17 lutego 2015

Nominacja do Liebster Blog Award

Nominowała mnie: Alexandry

Zasady:
Nominacja od Liebster Blog Award jest otrzymana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną pracę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
Pytania :
1. Twoja ulubiona książka/film ?
 Moja ulubiona książka to seria Harry Potter J.K.Rowling i Dary Anioła autorstwa Cassandry Clare.
2. Lubisz anime/mangę ?
 Niestety nie interesowałam się nigdy tego typu rzeczami.
3. Jesteś Potterhead ?
 Oczywiście,że tak.
4. Co byś zabrał/a na bezludną wyspę ?
 Najlepszych przyjaciół, internet i komórkę.
5. Twój ulubiony blog ?
6. Ciasteczko czy jabłko ?
 Ciasteczko.
7. Oglądasz jakiegoś youtubera ?
Niekrytego Krytyka, Serafina i Yoczook'a.
8. Twoje największe marzenie ?
 Poznać jednego z moich ulubionych pisarzy.
9. Skąd pomysł na bloga ?
Po prostu pewnego dnia wymyśliłam historię, którą postanowiłam zacząć pisać na blogu.
10. Czy Twoi przyjaciele, rodzina wiedzą, że piszesz bloga ?
 Tak.
11. Jesteś z jakieś subkultury? Jeśli tak, to jakiej ?
 Aktualnie nie.

Nominuję : 
 Moje pytania : 
 1. Dlaczego piszesz swojego bloga ?
2. Co Cię motywuje do jego pisania ?
3. Co robisz, gdy nie masz weny ?
4. Czy jest coś, czego nie lubisz w blogowaniu? Jeśli tak, co to jest?
   5. Jaką książkę lub bloga ostatnio przeczytałeś ?
6. Jakie jest twoje ulubione FF ?
7. Co myślisz o serii Harry Potter autorstwa J.K.Rowling ?
8. Jaką zdolność magiczną chciałbyś/chciałabyś posiadać i dlaczego?
9. Jakie słowa najlepiej cię opisują ?
10. Muzyka, którą słuchasz to ... ?
11. Co cię najbardziej irytuje ?

Obserwatorzy